— Wyborcy tak mają, że jeśli nie znają dobrze jakiegoś kandydata w wyborach w dużym mieście, zwykle sugerują się swoim typem z wyborów parlamentarnych czy prezydenckich — mówi dr Marek Butrym z Katedry Socjologii Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie. Za miesiąc wybory samorządowe.
— Z kalendarza wynika, że jesteśmy wprawdzie w połowie kampanii, ale wszystko zależy od pieniędzy. Nie każdy z kandydatów ma takie środki, żeby lekką ręką je wydać. Reklama nie jest dziś tania, jest też wiele przepisów ograniczających możliwość prowadzenia kampanii na własną rękę. Jeszcze w latach 90. często było tak, że każdy mógł powiesić swój plakat właściwie gdzie chciał. A nawet jeżeli nie mógł, to i tak to robił. W tej chwili, szczególnie w dużych miastach, nie można prowadzić samodzielnie kampanii, dosłownie na wszystko trzeba mieć zgodę. Jeśli chcemy powiesić banner na budynku, trzeba mieć zgodę, jeśli postawić na trawniku, również. Pamiętajmy, że w wyborach samorządowych pieniądze na kampanie są dużo mniejsze. Wielu kandydatów zdaje sobie sprawę, że nie ma dużych szans, aby wybory wygrać. Dlatego angażują w swoją walkę raczej symboliczne pieniądze. Kampania nie jest więc widoczna.
— Żyjemy w świecie, w którym z każdej strony atakują nas reklamy. Nic więc dziwnego, że możemy odczuwać pewien przesyt . A jak jeszcze dochodzi do tego kampania wyborcza? Na plakatach reklamują się jednak ludzie, którzy tak naprawdę nie są znani. Trochę inaczej jest chociażby w Olsztynie, gdzie o prezydenturę walczyć będą w większości osoby powszechnie znane, które potrafią zmobilizować swój elektorat. Natomiast przebicie się osób mało znanych jest bardzo trudne.
— Wybory samorządowe generalnie charakteryzują niskim zainteresowaniem społeczeństwa. Jak przyjrzymy się wynikom sprzed 4 lat, to widzimy, że frekwencja w Elblągu i Olsztynie była ok. 7 punktów procentowych niższa niż w innych częściach województwa.
— Głównie z tego, że w wyborach samorządowych głosujemy na kandydatów, których często sami znamy. Poza tym w dużej mierze patrzymy na to głosowanie przez pryzmat własnego interesu. W małej gminie znacznie łatwiej jest zmobilizować kogoś w pewnym sensie uzależnionego od danej osoby, aby na nią zagłosowała. Często jest więc tak, że oddaje się głos na znajomego. Gdybyście przeprowadzili państwo badanie, w którym pytalibyście "czy znasz kandydatów na radnych w Olsztynie", to myślę, że mało kto by ich kojarzył. Znamy kandydatów na prezydenta, bo kampania na to stanowisko jest najbardziej widoczna, natomiast w przypadku radnych możemy pamiętać jednego, może dwóch.
— Wyborcy tak mają, że jeśli nie znają dobrze jakiegoś kandydata w wyborach w dużym mieście, zwykle sugerują się swoim typem z wyborów parlamentarnych czy prezydenckich. Tak więc nasza sympatia do danej partii jest ważnym czynnikiem. Natomiast w mniejszych miejscowościach ta partyjność nie jest już taka ważna, bo głosujemy na swoich ludzi. Znamy swojego sąsiada i wiemy już, że będziemy na niego głosować, albo i nie. Frekwencja zależy też bardzo od aktualnych spraw, które akurat się rozstrzygają. Dlatego dosyć często przed wyborami samorządowymi organizowane są referenda. Tworzy się wtedy pewne konflikty lub wykorzystuje się już istniejące, aby zmobilizować ludzi do pójścia do urn.
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Dodaj komentarz Odśwież
Dodawaj komentarze jako zarejestrowany użytkownik - zaloguj się lub wejdź przez